Stała się rzecz niezwykła. Dorosły artysta – malarz Stanisław Kmiecik z podsądeckich Klęczan, który urodził się bez rąk i mały Staś Salach, urodzony z tą samą wadą odnaleźli się i zaprzyjaźnili. Dziś obydwaj przekonują ludzi, że brak rąk nie jest przeszkodą do szczęścia… Stanisław i Staś byli partnerami Fundacji Tarcza w Obywatelskim Forum Bezpieczeństwa, które odbyło się w październiku w Warszawie.
Duży Staszek przebiera palcami w kredkach, wybiera kolor, który najlepiej pasuje, aby „wymalować” nim dach góralskiej kapliczki. Kapliczka wyrasta na białej kartce papieru w ciągu kilku minut spod Staszkowej stopy. Mały Staś przygląda się ciekawie jak „wujek” chwyta kredki, jak kreśli i próbuje sam. Działa! Maleńkie paluszki Stasiowej stópki chwytają kredkę, oczka się śmieją. Chłopiec, choć jeszcze nie mówi, już wie, że jego stópki służą do tego, do czego mamie i tatusiowi służą dłonie. Już wie, że ręce można zastąpić nogami.
Dużemu Staszkowi robi się w serduchu ciepło…
Staś ma 14 miesięcy. Ula i Szymon dowiedzieli się, że urodzi się bez rąk podczas badania USG. Najbardziej przerażeni byli gdy lekarze jeden po drugim mówili, że wada z jaką ma przyjść na świat ich maleństwo jest wskazaniem do przerwania ciąży. Jeden z nich w obecności zmartwionych rodziców skomentował to co widzi na obrazie USG: „koszmar…” Nie dali się przerazić. Nie posłuchali wskazań. Dla nich było oczywistym, że Staś powinien żyć. Podjęli decyzję, że zrobią co w ich mocy, aby przychylić mu nieba.
Najpierw, gdy szukaliśmy informacji o ludziach, żyjących bez rąk, byliśmy zagubieni. Wszystkie historie do których dotarliśmy dotyczyły osób, które straciły ręce w wyniku wypadków. Już przemknęło mi przez myśl, że nasz Staś będzie jedynym takim człowiekiem na świecie – opowiada mama chłopca.
Tajemnicą pozostanie który anioł stróż – czy ten dumny z dużego Staszka Kmiecika – artysty malarza, czy ten, którego misją jest opieka nad małym Stasiem Salachem zadbał o spotkanie. A może obydwaj… Duży Staś dowiedział się, że gdzieś w Warszawie urodził się mały Staś – taki jak on, bez rąk. Od myśli do słowa nie minęło wiele czasu. Odnaleźli się, spotkali. Od tego momentu wszystko się zmieniło. Ula i Szymon radośnie zdziwieni przekonali się, że brak rąk nie jest przeszkodą do szczęścia.
Duży Staszek jest artystą. Maluje. Jest kierowcą. Świetnie jeździ samochodem. Jest szczęśliwym mężem i ojcem. Rodzice małego Stasia przyjechali do Klęczan i wysłuchali opowieści Staszkowej mamy, jej wspomnień o dużym Staszku z czasów gdy był jeszcze mały.
Wasz Staś będzie kiedyś bardzo mądrym człowiekiem. To widać po jego oczkach. Ma takie mądre oczy – zachwycała się mama dużego Stasia, pani Helena gdy zobaczyła dziecko tak mocno przypominające jej własnego syna sprzed czterdziestu lat… – Gdybym miała tamte lata i ten rozum, który dziś mam, nie męczyłabym dziecka protezami – dodała.Tej jesieni do gościnnego domu w Małem Cichem, gdzie Salachowie wybrali się na krótki wypoczynek zawitali goście. Monika – żona dużego Staszka odnalazła w sieci Ankę – góralkę z Piekielnika, która też urodziła się bez rąk. Pomyślała, że świetnie będzie, gdy mały Staś będzie miał jeszcze jedną „przyszywaną” ciocię podobną do niego.
Takiego spotkania chyba jeszcze nie było. W jednym góralskim domu przy stole zasiedli wspólnie Staszek – malarz bez rąk, Anka – bibliotekarka i nauczycielka języka angielskiego bez rąk i Staś – mały chłopczyk bez rączek.
– Aniu, próbowałaś kiedyś korzystać z protez? – padło pytanie.
– Próbowałam. Bardzo szybko wylądowały na strychu. Protezy w niczym nie pomagały – mówi Anka.
Monika roześmiała się słysząc słowa które równie dobrze mógłby wygłosić duży Staszek.
– W szkole kazano mu pisać protezą. Musiał stojąc balansować całym ciałem, aby stawiać mozolnie jedną literę po drugiej. Trudno mi zrozumieć dlaczego nie pozwalano mu pisać stopą. Byłoby znacznie wygodniej, precyzyjniej, bezpieczniej dla kręgosłupa – mówi.
– Jesteśmy pewni, że w przypadku ludzi, którzy od początku nie mają rąk znacznie lepiej inwestować w przystosowanie domu, w wykształcenie, w rehabilitację niż w bardzo kosztowne protezy, które później lądują na strychach – dodaje.
– My też na początku myśleliśmy o protezach dla Stasia. Gdy patrzymy na Staszka Kmiecika i na Anię Krupe, przekonujemy się, że to nie jest wcale konieczne – mówi Ula.
Z dnia na dzień niepewność mamy i taty małego Stasia czy będą potrafili zapewnić synkowi wszystko, co do szczęścia potrzebne zamienia się w spokój. Pomogli bliscy: rodzina i przyjaciele.
– Bardzo nas wspierali zarówno przed jak i po urodzeniu Stasia za co jesteśmy ogromnie wdzięczni – mówią. Za Stasia też są wdzięczni. -Takiego synka dostaliśmy od Boga i takiego kochamy. Dla nas jest najdoskonalszy – twierdzą zgodnie.
Mały Staś dostał w prezencie od Staszka, Moniki i ich najmłodszej córy – Julki zgrabny tablet. Prezent okazał się strzałem w dziesiątkę. Paluszkami stópki sprawnie przewija ekran za ekranem, oczka mu się śmieją gdy widzi efekt stukania paluszkami w klawiaturę.
Dużemu Staszkowi znów robi się ciepło w serduchu. To jest to, co lubi najbardziej w swojej pracy. Pracuje malując, liczy się jednak nie tylko obraz, który powstanie na płótnie, albo na kartce papieru. Równie ważny jest obraz jaki powstanie w świadomości tych, którzy zetkną się z malarzem i jego twórczością.
W głowach Uli, Szymona, małego Stasia namalował nadzieję. I jeszcze radość, którą widać w trzech parach oczu.
-Iwona Kamieńska
***
Więcej o małym Stasiu tutaj…
…a o dużym tutaj…
Zapraszamy też na Facebook’ a.